hiszpańska Chyłka, czyli "Ana" Roberto Santiago

Kiedy tylko "Ana" przyszła do mnie prosto z wydawnictwa, wzięłam ją do ręki i przeraziłam się. Pomyślałam: "A co będzie, jeśli ta książka mi się nie spodoba lub będzie nudna, a ja poświęcę jej tyle czasu?". Postanowiłam jednak przełamać tę swojego rodzaju barierę i zaczęłam czytać... Mogę już na wstępie oznajmić, że wciągnęłam się już po kilku pierwszych stronach. Chciałabym też zaznaczyć, że to, że dostałam tę książkę do zrecenzowania od wydawnictwa, nie znaczy, że moja opinia nie jest szczera. Bo wyrażam, co naprawdę myślę o powieści Roberto Santiago, a fakt, że mam ją "za darmo" wcale nie jest decydujący o mojej opinii.
Ana to główna bohaterka tej książki. Jest ona ponad czterdziestoletnią adwokat, najlepszą w swoim fachu. Tylko że jest też uzależniona od alkoholu i tabletek. Cóż, każdy ma swoje słabości. Pewnego dnia do Any dzwoni brat, prosząc ją o pomoc, gdyż został oskarżony o morderstwo. W tym momencie lawina zdarzeń rusza i spada na bohaterów oraz czytelników przez 1000 stron. 
Szczerze, nie było momentu, który by mnie znudził w trakcie czytania. Owszem, były fragmenty ciekawsze i te mniej ciekawe, jednak i tak żaden nie był nużący. Według mnie najlepszą stroną tej książki są sceny rozgrywane w sądzie na rozprawach. Może to skutek mojego zafascynowania pracą prawników? Całkiem prawdopodobne. Nie mnie jednak oceniać, jak to się ma do rzeczywistości, jeśli chodzi o stronę prawną, bo ekspertem w tej dziedzinie nie jestem (tym bardziej, jeśli chodzi o Hiszpanię). Mimo wszystko, uważam te sceny za najlepiej napisane. Co oczywiście nie znaczy, że pozostałe są słabe. Każdy rozdział kończył się w taki sposób, że od razu chciało mi się czytać kolejny, po prostu tak byłam podekscytowana akcją, jaka się rozwinęła. Uważam,, że to też przyczyniło się do wzrostu tempa, w jakim tę powieść czytałam. Na kartach powieści dzieje się bardzo dużo. I, prawdę mówiąc, to, jak ta historia się zakończyła, a punkt, od którego się to wszystko zaczęło, to w ogóle dwa różne światy. Nawet nie podejrzewałam, że poszczególne wątki mogą rozwinąć się w taki, a nie inny sposób. Dlatego autorowi należą się brawa za zaskakiwanie czytelnika, nie raz, i nie dwa w przeciągu całej tej historii. W pewnym momencie pojawiło się jednak u mnie odczucie zmęczenia, gdyż coraz to nowe fakty wychodziły na światło dzienne, a rozprawy i sam proces zaczął się ciągnąć. Po chwili zastanowienia stwierdziłam jednak, że tak też jest w prawdziwym życiu, że w miarę dochodzenia odkrywa się coraz to nowe zdarzenia i powiązania. Dlatego też od razu przeprosiłam w myślach Roberta Santiago i przyznałam mu rację.
Jeśli chodzi o bohaterów, to autor stworzył ich całą galerię. Jednych lubimy mniej, innych bardziej, jeszcze innych w ogóle, ale ogólnie musimy przyznać, że postaci mają swoje charaktery, jak gdyby naprawdę żyły i zostały przez pana Santiago tylko opisane.

"Byłam sama. Z moimi lękami. Z bólem w piersi i w wielu innych częściach ciała, w głowie i, za przeproszeniem, w duszy. Wiedziałam, że muszę podjąć jakąś decyzje.
Powiedziałam sobie: nigdy więcej skrótów ani półśrodków."

Ana jest bardzo specyficzną osobą. Uparcie dąży do celu; jak kocha, to całym sercem, jak nienawidzi, to całą sobą; jest uzależniona; najpierw mówi, a potem myśli. Jest pełna wad, ale chce też sprawiedliwości na świecie, gdzie najważniejszą wartością jest pieniądz. To właśnie czyni ją bardziej ludzką i sprawia, że czytelnik jej kibicuje. Skojarzenie z mrozową Chyłką nasunęło się od razu. Moim zdaniem jednak, nie ma ich co porównywać, mimo, że są dosyć podobne. Oprócz Any występuje tu jeszcze mnóstwo innych indywidualności, jednak nie wymienię ich tu, by nikomu nie psuć przyjemności z odkrywania tej historii na własną rękę. Mogę jedynie dodać, że znajdziemy w powieści również polski akcent. 
Jedyne, co mi przeszkadzało, to pewna niekonsekwencja autora, jeśli chodzi postacie. Mam na myśli główna bohaterkę oraz jej przyjaciółkę, Conchę. Obie są przedstawiane, jako świetne prawniczki, najlepsze w swoim fachu. Jednak w pewnych momentach obie wykazują się niewiedzą, czy nawet wręcz infantylnością, jeśli chodzi o zasady i reguły dotyczące spraw sądowych. Najprostszy przykład: Ana w pewnym momencie stwierdza, że nie wiedziała, że trzeba założyć togę w takim czy innym wypadku. Cóż, raczej nie jest to postawa świetnej pani mecenas, a raczej dziewczyny, która ledwo co skończyła studia prawnicze. To samo tyczy się Conchy. 
Mimo wszystko, w pewnym momencie takie "wpadki" przestały się pojawiać, więc uznałam to za mało istotne, a do tego stwierdziłam, że takie błahostki nie mogą odebrać mi czerpania przyjemności z lektury. Naprawdę, czuję się usatysfakcjonowana!
Moja ocena to 8/10.

Dziękuję wydawnictwu Muza za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki.


Komentarze

  1. Bardzo fajna recenzja. Jeszcze bardziej zachęciła mnie do sięgnięcia po tą pozycję. Już się nie mogę doczekać kiedy zacznę��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty