"Syrena i pani Hancock"- Imogen Hermes Gowar

Tytuł: Syrena i pani Hancock
Autor: Imogen Hermes Gowar
Ilość stron: 512

Ta książka to prawdopodobnie jedna z najgorętszych premier stycznia, głównie za sprawą pięknego wydania i tematu syren, które są za granicą bardzo popularnym motywem. Gdybym nie zobaczyła na Instagramie, jak książka "Syrena 
i pani Hancock" jest pięknie wydana, zapewne nie podchodziłabym do niej z aż takim entuzjazmem. Po raz kolejny dałam się skusić pięknej okładce, zamiast pozwolić emocjom opaść. Czy wyszło mi to na dobre? No, tak średnio. Ale najpierw chciałabym przybliżyć fabułę powieści osobom, które nie wiedzą, o czym ona jest:

Akcja toczy się w Londynie w roku 1785. John Hancock, kupiec, dowiaduje się, że stracił statek, ale w zamian otrzymuje... syrenę. Początkowo mężczyzna nie wie, co mógłby z nią zrobić, jednak wpada na pomysł wzbogacenia się na tym stworzeniu. Plotka o syrenie obiega cały spragniony wrażeń Londyn. Aby jeszcze bardziej zarobić, pan Hancock wypożycza ją do słynnego domu rozpusty. Tam spotyka słynną kurtyzanę i przekonuje się, że to kobiety są znacznie groźniejsze, niż morskie stworzenia...

Naprawdę, po tylu latach czytania, powinnam już wiedzieć, że ładna okładka nie gwarantuje świetnej treści. Powinnam umieć ostudzić swój zapał i podchodzić z rezerwą do promowanych aktualnie książek. No cóż, po raz kolejny dostałam nauczkę, żeby nie sięgać po to, co jest w ostatnim czasie "na fali", ponieważ "Syrena i pani Hancock" mnie, niestety, rozczarowała. Jednak wolałabym zacząć od tego, co mi się podobało. Po pierwsze, styl pisania pani Gowar jest bardzo ładny, poprawny, trochę gawędziarski, ale z drugiej strony bardzo oddaje klimat XVIII- wiecznego Londynu. Jest też bardzo obrazowy; nietrudno było mi wyobrazić sobie poszczególne sceny oraz bohaterów. Czasem język ten jest też dosyć dosadny, ale według mnie to tylko dodaje, a nie ujmuje całej książce. 
Jeśli chodzi o bohaterów, to są oni bardzo dobrze zbudowani. Są wielowymiarowi, to najważniejsze. Mają swoje wady 
i zalety. Nie są wyidealizowani, po prostu mają lepsze i gorsze dni, tak jak każdy z nas. Autorka bardzo konsekwentnie oraz, co najważniejsze, bardzo wiarygodnie ich poprowadziła. Główną osią dla wydarzeń są dwie postacie: pan Hancock oraz Angelica. To dzięki tytułowej syrenie ich losy się splatają, co zresztą możemy śledzić. W pewnym momencie, czułam się, jakbym czytała... naszą "Lalkę", tylko że w wersji londyńskiej. Pan Hancock to wypisz wymaluj Wokulski, zaś Angelica to prawie sobowtór Izabeli Łęckiej. Nie szukałam tego porównania na siłę, to skojarzenie samo nasunęło mi się w trakcie lektury. A przynajmniej w pierwszej połowie powieści. Znając twórczość Prusa, możecie domyślać się, 
w jakim kierunku idzie fabuła. Nie sądzę jednak, by pani Gowar  inspirowała się "Lalką". Z drugiej strony, było to dla mnie przyjemne uczucie, zauważyć to podobieństwo. 
Przejdźmy do tego, co nie wyszło. Mimo przyjemnego stylu pisania autorki, momentami nudziłam się. Jeśli lubicie, kiedy dużo się dzieje, to możecie być rozczarowani, bo Imogen Hermes Gowar ma skłonność do opisywania wszystkiego po kolei i do przydługich opisów. I nieważne, jak piękne one by nie były, to ja i tak uznaję zasadę "co za dużo, to niezdrowo" i po prostu muszę ten aspekt wytknąć w tej recenzji, szczególnie kiedy pod koniec książki zaczynałam się już niecierpliwić i myślałam sobie: "do rzeczy", bo te opisy wyglądały dla mnie trochę, jak "lanie wody", zamiast mówienie o konkretach. Jeśli ktoś natomiast lubi leniwą narrację, to zapewne tego tak nie odczuje i będzie oczarowany pięknym językiem. Dla mnie jednak jest to zdecydowanie minus. Jednak jest aspekt, który jeszcze bardziej mnie irytuje. A jest to sam wątek syreny... 
Syrena występuje już w tytule, razem z panią Hancock. I o ile ta druga przewija się przez całą książkę (kim ona jest dowiadujemy się pod koniec), o tyle ta pierwsza pozostała potraktowana po prostu po macoszemu. Dziwne, że autorka skupiła się bardziej na wątkach pobocznych (z których dla mnie jakaś połowa mogłaby nie istnieć, bo niewiele albo nawet nic nie wniosły do fabuły), niż na aspekcie, który tak właściwie definiuje i determinuje cały ciąg wydarzeń 
w powieści. Dla mnie jest to zupełnie niezrozumiałe. Jeśli więc ktoś miał nadzieję na świetny wątek o morskich stworzeniach, to całkowicie się rozczaruje, tak jak ja. A szkoda, bo ten motyw mógłby być genialnie rozbudowany. A tak pozostaje niedosyt. Po prostu za mało syreny w 'Syrenie...".
Podsumowując, jeśli ktoś lubi leniwą narrację i nie interesują go zbytnio syreny, to jest to idealna lektura. Natomiast jeśli ktoś miał wielkie oczekiwania co do "Syreny i pani Hancock", to lepiej niech ostudzi swój zapał, bo może się srogo zawieść. 
Moja ocena: 6/10 

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy post. Książka cudna. Interesujący tytuł książki. Może jak uporam się z innymi pozycjami to po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty