Wierzyliśmy jak nikt - Rebecca Makkai


Cześć! Dzisiaj recenzja książki, która w ostatnich tygodniach podbiła serca setek czytelników w Polsce, i o której było bardzo głośno, zarówno na Instagramie, jak i blogosferze. Tak, dzisiaj będzie mowa o "Wierzyliśmy jak nikt" autorstwa Rebecki Maccai. Zapraszam! 

"Gdybyśmy tylko mogli być na tej ziemi w tym samym czasie i w tym samym miejscu co wszystkie osoby, które kochamy, gdybyśmy mogli razem się urodzić i razem umrzeć, wszystko byłoby takie proste. A tak nie jest."

"Wierzyliśmy jak nikt" to trudna książka. Nie pod względem treści, a emocji, które wywiera na czytelniku. Jej akcja toczy się dwutorowo: na przełomie lat '80 i '90 w Chicago, gdzie kilkanaście tysięcy mężczyzn zmarło z powodu AIDS oraz we współczesności, kiedy śledzimy losy Fiony, której brat zmarł właśnie z powodu AIDS i która szuka w Paryżu swojej zaginionej córki. Ta książka kilka tygodni temu opanowała bookstagram i blogosferę. Widziałam ją dosłownie wszędzie, a do tego pisano o niej same pozytywy. Musiałam więc sprawdzić, co jest na rzeczy. Przyznam szczerze, że uważam "Wierzyliśmy jak nikt" za powieść dobrą, ale nie tak rewelacyjną. Nie chodzi tutaj o treść - co do niej nie mam zastrzeżeń, szczególnie jeśli chodzi o wątek Yale'a (czyli ten z lat '80), który, powiedzmy to sobie wprost, też o wiele bardziej mnie interesował. Przyjaźń i miłość w czasach, kiedy AIDS zbiera krwawe żniwo, życie przepełnione strachem, oraz problem osób homoseksualnych, które poszukują swojego miejsca w świecie walczą o akceptację i możliwość bycia sobą (o ironio, w tej kwestii ponad 30 lat później nic się nie zmieniło) - to bardzo ciekawy wątek. Tym bardziej, że kiedy choroba zabiera jednego bohatera po drugim, czułam się tak, jakbym traciła znajomego lub przyjaciela, brata. Bardzo przywiązałam się do tej grupy znajomych, a szczególnie do Yale'a. Mimo tego że jego problemy diametralnie różnią się od moich, to w jakiś sposób się z nim utożsamiałam w kwestii zagubienia i bezradności, która dotyka czasem i mnie. Drugi wątek jest ok... dopiero pod koniec zaczyna się on zazębiać z historią Yale'a i dopiero wtedy zaczyna to nabierać sensu. Moim głównym zarzutem wobec tej książki jest jej konstrukcja. Rozdziały z tych dwóch linii czasowych się między sobą przeplatają. Przy innych książkach też tak bywa, ale tutaj miałam uczucie, jakby narracja nie przebiegała płynnie z jednego wątku do drugiego, a była rwana, szarpana. Kiedy już "zadomowiłam się" w jednym z wątków, byłam znowu rzucana przez przestrzeń i czas do zupełnie innych wydarzeń. Brak mi więc tej płynności. Fakt, wątek Fiony ukazuje, jaki wpływ miała epidemia AIDS na osoby, które traciły przyjaciół jednego po drugim, ale moim zdaniem Rebecca Makkai po prostu przedobrzyła. Uważam, że lepiej byłoby skupić się całkowicie na historii Yale'a. A tak naprawdę wątek Fiony mi... przeszkadzał, bo dopiero pod koniec dowiadujemy się jaki związek ma to wszystko ze sobą. Może gdyby ta linia fabularna została okrojona, bądź połączona z tą Yale'a wcześniej, miałoby to więcej sensu. Poza tym denerwowała mnie lekkomyślność bohaterów wydarzeń epidemii - ucieczka przed wykonywaniem testów, jakby to miało jakiś wpływ na wynik lub seks bez zabezpieczeń i przez to narażanie innych osób na ekspozycję. Uważam, że wątek epidemii AIDS, niewiedzy w kwestiach medycznych, dyskryminacja związków jednopłciowych oraz emocji z tym związanych powinny wziąć górę nad tymi pobocznymi. A tak mam wrażenie, że zepchnięto te problemy na drugi plan. Podsumowując, "Wierzyliśmy jak nikt" to dobra książka, ale ma swoje wady i nieścisłości. Mimo wszystko uważam, że warto ją przeczytać, bo uczy wrażliwości i zrozumienia. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty