Pamiętnik szeptuchy - Dorota Gąsiorowska

"Pamiętnik szeptuchy" to książka, która, jak zresztą sam tytuł wskazuje, obfituje w wątki słowiańskie. A przynajmniej powinna. Czy najnowsza powieść Doroty Gąsiorowskiej sprostała moim oczekiwaniom? Zapraszam do przeczytania mojej recenzji!

Zacznijmy od tego, o czym "Pamiętnik szeptuchy" w ogóle jest. W trakcie lektury śledzimy losy dwudziestokilkuletniej Nataszy, która pchana przez matkę w show biznes, odnosi sukcesy jako modelka. Niestety Natasza czuje, że to nie do końca to, co chce robić w życiu. Dziewczyna w końcu ucieka na Podlasie, do swojej przyjaciółki, której jednak nie zastaje w domu. Trafia jednak do domu lokalnej szeptuchy, Salmy. Kobieta daje Nataszy stary pamiętnik, mówiąc tylko "Kiedy nadejdzie właściwy czas, zrozumiesz". 


Motywy słowiańskie to coś, co powinno być podstawą tej książki. Szczególnie święto przesilenia, bo  (cytując opis książki) "w tym pełnym magii dniu, gdy nad wodami palą się ogniska, wszystko może się wydarzyć." W trakcie lektury można się jednak rozczarować. Słowiańskości w tej powieści jest w sumie tyle, co kot napłakał. Mamy oczywiście wspomnianą szeptuchę, kontakt z przyrodą... I tak właściwie tutaj lista się kończy. Wydawca zapewnia o magii Nocy Kupały, a w rzeczywistości wydarzenie, które miało być osią tej książki, zostało zdegradowane do jednego rozdziału i to takiego, w którym tak właściwie nie dzieje się nic niezwykłego. Jeśli więc ktoś poszukuje w różnych rodzaju pozycjach opisów wierzeń dawnych Słowian czy obrzędów, niech wie, że tutaj raczej tego nie znajdzie. "Pamiętnik szeptuchy" to zwyczajna powieść obyczajowa z mnóstwem rodzinnych tajemnic i wątkiem romantycznym. Na początku byłam trochę rozczarowana tym faktem, później jednak wciągnęłam się w historię Nataszy, jej walkę o niezależność i poszukiwanie własnej  życiowej drogi. Dodatkowo byłam zaintrygowana tajemnicą tytułowego pamiętnika i jego bohaterów. Później jednak znów zaliczyłam swojego rodzaju "zjazd", bo czytanie tej książki zaczęło mnie po prostu męczyć. Po pierwsze: sztuczne do granic dialogi - pełne pięknych zwrotów. Nikt w rzeczywistości tak nie rozmawia! Piękny język można zachować dla narratora. Muszę w tym momencie przyznać, że niektóre opisy mnie zachwyciły, Dorota Gąsiorowska pisze ładnym stylem. Szkoda tylko, że styl ten przeniosła do wypowiedzi bohaterów, przez co każdy dialog wydaje się wręcz nienaturalny. Po drugie: spłycenie postaci Elżbiety, matki Nataszy. Jest to skomplikowana bohaterka z trudną przeszłością. Byłaby prawdopodobnie najciekawszą postacią w całej powieści, gdyby jej stany psychiczne i emocjonalne zostały dogłębniej opisane. A tak Elżbieta tylko się miota, zaczyna zdradzać swoje sekrety, a później się z tego wycofuje. I oczywiście muszę wspomnieć o tym, że "Pamiętnik szeptuchy" to książka po prostu przegadana. Jest w niej wiele niepotrzebnych scen i opisów, które nic nie wnoszą, chociażby opis tego, co główna bohaterka je na śniadanie. Fakt, można o tym wspomnieć raz, najwyżej dwa. Ale czy wpływa to na fabułę? No właśnie - nie. Wydarzenia również rozgrywają się bardzo powoli. Pojawia się za to wiele sekretów i niedomówień. Moim zdaniem Dorota Gąsiorowska przekroczyła pewną granicę - tak bardzo chciała podsycić zainteresowanie czytelnika i utrzymać go w napięciu, że to najzwyczajniej w świecie zaczyna denerwować czytelnika. Bo wiecie, książka liczy sobie ponad 600 stron. Po pewnym czasie takie kwestie zaczynają irytować. W 3/4 książki zaczęłam mieć wrażenie, że "Pamiętnik szeptuchy" jest przedłużony na siłę. Uważam, że powieść mogłaby być o (co najmniej!) 100-150 stron krótsza. Szkoda, że jest w niej mnóstwo niepotrzebnych scen. Nie zliczę, ile razy Natasza jeździła z Warszawy na Podlasie  i z powrotem. Aż dostałam choroby lokomocyjnej od samego czytania o tym. Jak dla mnie - zwykłe lanie wody. Sama tajemnica pamiętnika nie okazała się szczególnie powalająca, a wątek romantyczny nie dostał szansy na rozwinięcie się. Szkoda. 


Dziękuję wydawnictwu Znak za możliwość zrecenzowania "Pamiętnika szeptuchy". 

Komentarze

Popularne posty