książka vs film #1- "Wielki Gatsby"
O "Wielkim Gatsbym" słyszał chyba każdy. Miałam wrażenie, że już każdy, oprócz mnie, poznał tę historię. W związku
z tym postanowiłam przeczytać książkę F. Scott Fitzgeralda, która jest przez tak wielu czytelników uwielbiana.
Tytułowy Gatsby to postać bardzo tajemnicza. Jest bogaty, posiada piękny dom i organizuje wystawne przyjęcia. Wiadomo o nim jednak niewiele, dlatego wszyscy są nim zaintrygowani. Całą historię poznajemy z punktu widzenia Nicka, początkującego maklera giełdowego. Okazuje się, że narrator i tytułowy bohater mają ze sobą trochę wspólnego, jak chociażby znajomych- Daisy i Toma Buchanan. Wszystkich tych bohaterów łączą skomplikowane zależności, a cała akcja jest zawężona zaledwie do nich i jeszcze trzech innych postaci.
Jeśli o mnie chodzi, to powieść nie wywarła na mnie większego wrażenia. Historia ta, mimo że ze skłaniającym do refleksji przesłaniem, wydaje mi się w pewnym sensie zbyt prosta. Jednak może to w tej prostocie tkwi siła "Wielkiego Gatsby'ego". Według mnie zabrakło tu wgłębienia się w psychikę bohaterów. Nawet tak prosta fabuła lepiej wybrzmiałaby, gdybyśmy mieli okazję poznać postacie i je po prostu zrozumieć, zżyć się z nimi. Z drugiej strony rozumiem jednak, dlaczego ta książka ma wielu zwolenników. Do mnie po prostu ta oszczędność w środkach i swojego rodzaju minimalizm nie przemawiają.
Film chciałam obejrzeć już od dawna lecz nie chciałam tego robić bez znajomości książkowego pierwowzoru. Już od początkowych minut zaangażowałam się w ekranizację. Oświetlenie, dialogi, kadry, muzyka, gra aktorska- wszystko to świetnie ze sobą współgra. Bardzo podobała mi się praca kamery. Każde ujęcie było przemyślane, a poza tym niektóre rozwiązania były bardzo pomysłowe i przez to trzymały widza w napięciu.
Jeśli chodzi o soundtrack, to zdaję sobie sprawę z tego, że zdania w tej kwestii są podzielone. Wielu nie podobało się wykorzystanie w filmie współczesnych kawałków muzycznych, gdyż woleliby oni, by ekranizacja była bardziej wierna czasom, w których toczy się akcja tej historii. Mnie jednak przypadło to do gustu. Dla mnie stanowi to genialne połączenie starego z nowym. I pozornie mogłoby to się ze sobą gryźć ale mimo wszystko, pasuje to do siebie i genialnie współgra.
Co do aktorów, to przeprowadzono świetny casting. Zauważyłam, że portrety psychologiczne bohaterów zostały
w filmie rozbudowane. Nie składają się jak w książce z 2 czy 3 cech, tylko są o wiele bardziej złożone. I przez to wydają się bardziej wyraziści i realni, niż ci książkowi. A co za tym idzie- również bardziej wiarygodni. Każdy z aktorów wydawał się być wręcz stworzony do swojej roli. Z jednym wyjątkiem... Carey Mulligan. Zdaję sobie sprawę z tego, że postaci Daisy nie da się lubić, jednak w filmie została bardzo nijako zagrana, że moja niechęć do niej jeszcze bardziej wzrosła. Filmowa Daisy była zwyczajnie bezpłciowa i pusta. Może taki był zamysł reżysera, jednak na tle DiCaprio czy Maguire, Mulligan wypadła po prostu słabo. Niczym się nie popisała. I to w moim odczuciu jest najsłabszy punkt tego filmu.
Podsumowując, "Wielki Gatsby" w sposób dosadny obrazuje nam, że ludzie są interesowni, i nawet znajdując się
w tłumie, możemy być samotni. Po seansie można powiedzieć tylko jedno: Gatsby to biedny bogacz.
Moim zdaniem film wyprzedził książkę. I tak, jak nie zostałam fanką powieści, tak do filmu będę z chęcią wracać.
Moja ocena książki: 7/10
Moja ocena filmu: 9/10 (i trafia do "Ulubionych")
Książki nie czytałem ale film bardzo mi się podobał, do książki z pewnością wrócę i będę chciał powtórnie przeżyć tą historię :) film należy do moich ulubionych
OdpowiedzUsuń