Wojna i miłość. Katarzyna i Igor- Jolanta Maria Kaleta

Już przed premierą tej pozycji było o niej bardzo głośno. Widziałam mnóstwo zdjęć na Instagramie i zachwyty innych czytelników. To zachęciło mnie do zamówienia własnego egzemplarza, który od razu po dotarciu do mnie, zaczęłam czytać. Czy powieść "Wojna i miłość. Katarzyna i Igor" mnie zachwyciła tak jak innych?

Poznali się na balu z okazji imienin carowej Aleksandry. To był pierwszy bal polskiej szlachcianki Katarzyny Jaxa-Raweckiej. Miała zaledwie siedemnaście lat, burzę niesfornych loków, a wieczorowa suknia uszyta z kremowej delikatnej tkaniny podkreślała jej smukłe kształty. Przetańczyła cały wieczór z carskim dragonem, porucznikiem Igorem Kaledinem. Gdy usłyszała od niego: „Cały mój świat to ty”, nie przypuszczała, że będzie musiała zdusić w zarodku kiełkującą w jej sercu miłość.
Nad Europę nadciągały bowiem ciemne chmury. Słychać było pierwsze pomruki Wielkiej Wojny...
Wystawiona na ciężką próbę miłość Katarzyny i Igora splata się z dramatycznymi losami rodziny Jaxa-Raweckich, których wojenny czas rozdzielił i ubrał w mundury wrogich armii.

Instagram: readingoctoberlady

Po przeczytaniu tego opisu stwierdziłam, że "Wojna i miłość" będzie romansem historycznym napisanym z rozmachem i okaże się godnym następcą "Jeźdźca miedzianego" (którego uwielbiam), tyle że osadzonym w realiach I wojny światowej, zamiast II. Kiedy jednak przysiadłam do lektury nastąpiło zderzenie z rzeczywistością...

Początkowe 100, 150 stron było interesujące. Na nich poznajemy historię rodu tytułowej bohaterki, a także narodzin uczucia między nią i Igorem. I tu następuje pierwszy zarzut pod względem tej książki, ponieważ wystarczyło im się poznać, potem spotkać dwa czy trzy razy i przejść na wyższy poziom relacji. Rozumiem, kiedyś często zawierano małżeństwa, nawet kiedy nie znało się przyszłego małżonka, ale nikt nie wmówi mi, że ktoś jest w stanie pokochać drugą osobę po wymienieniu z nią kilku listów. Poza tym to tylko udowadnia, że bohaterowie "Wojny i miłości" są przerysowani. A już szczególnie Kasia, która jest tak patetyczna w swoich wyznaniach (Igor jest zresztą nie lepszy) 
i egzaltowana, że nie mogłam już miejscami czytać jej kwestii. Typowa trzpiotka i głupiutkie dziewczę z dobrego domu. I tak jak Igora jakoś jeszcze "kupiłam", tak jej nie mogłam polubić, ani znieść. Co ciekawe, to pozostali bohaterowie wydali mi się bardziej interesujący od tych tytułowych. Ich przeżycia wojenne, historia były bardziej angażujące od tego, co tak naprawdę powinno interesować mnie najbardziej (a przynajmniej tak głosi okładka). Przyznaję, że ciekawym zabiegiem jest pokazanie wojny i całego związanego z nią zamieszania z różnych punktów widzenia, jednak dla niektórych może być rozczarowujące, że Kasia z Igorem gdzieś się zagubili między tymi wszystkimi wątkami. Co więcej, nawet sami bohaterowie poboczni wydawali się być lepiej skonstruowani niż ci tytułowi. A skoro tak się stało, to zdecydowanie coś poszło nie tak, jak trzeba.
Mam problem również ze stylem pisania pani Jolanty Marii Kalety. Z jednej strony jest on przyjemny, momentami dosyć plastyczny, ale z drugiej zauważyłam takie rzeczy, które mnie zaczęły w pewnym momencie denerwować. 
I muszę tutaj zaznaczyć, że rzadko wytykam błędy czy nieprawidłowości, jeśli chodzi o warsztat pisarski, bo nie czuję się na tyle kompetentna, żeby móc to oceniać. Czasem jednak zdarza się tak, że po prostu muszę o tym wspomnieć. Po pierwsze, autorka "Wojny i miłości" robi dużo powtórzeń. Coraz możemy przeczytać te same sformułowania. Szczególnie zapadło mi w pamięć: "mundur w szaro-zielonym maskującym kolorze". Ile razy mi się to przewinęło przed oczami, nie zliczę. Naprawdę, może wydawać się do dosyć błahym problemem, jednak kiedy jakaś fraza pojawia się 
w pewnym segmencie dosłownie co kilka stron, zaczyna to negatywnie oddziaływać na odbiór książki. Kolejny aspekt jest jednak o wiele gorszy. Charakterystyczne dla pani Kalety stało się zapowiadanie przyszłości bohaterów w narracji. To znaczy: akcja się toczy, któraś z postaci coś mówi i potem narrator dodaje zdanie w stylu "dopiero za jakiś czas XYZ dowie się, jaki błąd popełnił". To może być ciekawym urozmaiceniem narracji, szczególnie kiedy tekst jest długi i trzeba jakoś przyciągać uwagę czytelnika i kiedy czuć tę nutkę niepewności, niedopowiedzenia. Natomiast ten zabieg zaczął mi przeszkadzać, gdy autorka coraz częściej robiła spoilery do dalszej części powieści (czujecie ten dysonans- robić samemu spoilery do własnej książki). Nie widzę celu w tym, że dowiem się jak zginie dany bohater za 300 stron. Nie rozumiem i już chyba nie zrozumiem. 
Moim zdaniem ta książka to materiał na całkiem niezły film o I wojnie światowej, oczywiście po poprawieniu niedoskonałości w konstrukcji bohaterów. Poza tym, nie ruszyła mnie zbytnio ta powieść i nie wywarła na mnie większego wrażenia. Jeśli ktoś lubi historie rodzinne i jest w stanie przymknąć oko na wybryki tytułowych bohaterów, to powinien być usatysfakcjonowany. Jednak jeśli o mnie chodzi, to zapewne dosyć szybko o "Wojnie i miłości" zapomnę.
Moja ocena: 5/10 

Komentarze

Popularne posty