Moje wrażenia z czytania książek Cassandry Clare [cz.1. Miasto kości]
Na początku lipca swoją premierę miała polska wersja A Queen of Air and Darkness, czyli Królowa Mroku i Powietrza. Większości osób książka się spodobała. Do tego obejrzałam kilka vlogów, w których miałam okazję usłyszeć zachwyty fanów twórczości Cassandry Clare. Przez chwilę zaczęłam żałować, że nie należę do fandomu, pomimo że czytałam kilka pierwszych części Darów Anioła. Po prostu jakoś nie polubiłam się z Nocnymi Łowcami, a oni ze mną. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę z tego, z czego to mogło wynikać. Poszczególne części czytałam w zbyt dużym odstępie czasowym. Od czasu, kiedy przeczytałam Miasto kości, minął rok, zanim sięgnęłam po Miasto popiołów. To rzeczywiście mogło negatywnie wpłynąć na mój odbiór całości, bo Clare posiada skłonność do wrzucania czytelnika w samo centrum akcji. Stąd też zapewne moje poczucie zagubienia i zniechęcenie do śledzenia dalszych losów bohaterów. Dlatego też polska premiera Królowej Mroku i Powietrza skłoniła mnie do ostatniej próby pojednania z Cassandrą Clare i jej książkami. Stwierdziłam jednak, że tym razem będę czytać te powieści jednym ciągiem (no, może z przerwami na najwyżej jedną książkę pomiędzy częściami), tak aby nic nie umknęło mojej uwadze i żebym nie zgubiła kontekstu niektórych wydarzeń. W tym poście opowiem Wam, jakie odczucia miałam po przeczytaniu pierwszej części podstawowej trylogii (dla niewtajemniczonych- seria miała się składać tylko z 3 części, dopiero potem rozrosła się do niebotycznych rozmiarów). Składają się na nią:
- Miasto kości
- Miasto popiołów
- Miasto szkła
Przejdźmy jednak do meritum!
Miasto kości:
Tysiące lat temu, Anioł Razjel zmieszał swoją krew z krwią mężczyzn i stworzył rasę Nefilim, pół ludzi, pół aniołów. Mieszańcy człowieka i anioła przebywają wśród nas, ukryci, ale wciąż obecni, są naszą niewidzialną ochroną. Nazywają ich Nocnymi Łowcami. Clary jest zwykłą piętnastolatką z talentem plastycznym. Pewnego wieczoru jest świadkiem zamordowania jakiegoś mężczyzny w klubie "Pandemonium". Jak się okazuje, tylko ona widziała całe zajście. Potem nagle jej matka znika, a sama Clary musi się ukrywać. Z nowo poznanymi Nocnymi Łowcami- Jacem, Isabelle oraz Alekiem musi powstrzymać demony, czyhające na życie ludzi.

Ale to nie koniec zalet! Ciekawa fabuła i dobrze wykreowany, dopracowany świat to jedno, ale umówmy się: książki Clare bohaterami stoją. W tej serii występuje tyle postaci, że każdy może znaleźć taką osobę, z którą będzie się utożsamiał i której będzie kibicował. Chociaż z drugiej strony, czy możliwym jest wskazanie tylko jednej takiej postaci? Jasne, jednych lubimy bardziej, innych mniej, a innych to już w ogóle, jednak żadnemu z bohaterów nie można odmówić dobrego nakreślenia. Pomimo tego, że postaci występuje tu mnóstwo, żaden z nich nie jest kopią innego. Każdy posiada jakieś swoje indywidualne cechy, zarówno pozytywne, jak i negatywne. Mało osób lubi Simona, ludzkiego przyjaciela Clary, ale ja uważam go za totalnie uroczego chłopaka. Oprócz niego moje serce zaskarbił sobie Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklyn'u, który nie raz zadziwił mnie bystrością umysłu i sarkazmem.
Warto też wspomnieć o humorze, który przewija się przez całą książkę. Kiedyś wspominałam, ze autorzy doprowadzają mni czasami do zażenowania swoimi żartami, natomiast Clare bardzo umiejętnie ogrywa niektóre sytuacje, co wywołuje co najmniej uśmiechnięcie się pod nosem. To sprawia, że jeszcze cieplej myślę o Mieście kości.
Jednak żeby nie było tak kolorowo, muszę też ponarzekać. Ostatni segment wydaje mi się dosyć przekombinowany. Chodzi mi o Valentine'a i Jace'a. Niby nie jest to jakaś skomplikowana sprawa, ale z drugiej strony, czy Clare musiała to wszystko tak "zaplatać"? Do tej pory nie jestem pewna, czy dobrze wszystko zrozumiałam. Zobacze przy lekturze Miasta popiołów.
POdsumowując, Miasto kości to bardzo dobre wprowadzenie do serii, które zachwyca mnogością i różnorodnością bohaterów oraz motywów, a do tego poprzez wywoływanie pozytywnych uczuć, wkrada się do serca czytelnika.
Moja ocena: 7/10
Jak czytam twoje posty na tym blogu sam mam ochotę coś napisać :) Do autorki i jej twórczości jeszcze sie nie przekonałem ale może sięgnę po ww pozycje :) post bardzo dobry - jak zawsze zresztą.
OdpowiedzUsuń