Nowy Jork, pudełko i krawat w hot dogi, czyli "A jeśli to my" Becky Albertalli, Adam Silvera

Cześć! Po dwumiesięcznej przerwie wracam do recenzowania i opowiadania Wam o książkach. Ta pauza nie wynikała z mojego lenistwa, czy niechęci, po prostu byłam do niej niejako zmuszona. Dzisiaj wracam jednak ze świeżutką (bo z 16.10.) premierą. Wiele osób czekało na tę książkę, ja zresztą też należę do tego grona. Mowa tu o powieści Becky Albertalli i Adama Silvery pod tytułem A jeśli to my. 

Jest to pierwszy duet tych autorów. Myślę, że pisanie we dwoje to dosyć trudna sprawa- trzeba liczyć się z tą drugą osobą i tym, jak ona widzi realizację wspólnego konceptu. Dlatego też jestem zawsze ciekawa takich literackich eksperymentów. Czy ten był udany? O tym w dalszej części recenzji.

W książce śledzimy losy dwójki bohaterów. Arthur, spędza dwa miesiące w Nowym Jorku razem ze swoimi rodzicami. Marzy o tym, żeby zobaczyć Hamiltona na żywo na Broadwayu, ale póki co, ma do odbębnienia praktyki w kancelarii prawniczej. Jest w tym mieście trochę zagubiony, jego przyjaciele są wiele kilometrów stąd. Jednak wszechświat sprawił, że losy Arthura splatają się z losami Bena. Poznają się na poczcie, kiedy Ben chce odesłać byłemu chłopakowi jego rzeczy. Zanim zdążą wymienić się danymi do kontaktu, rozdziela ich tłum. Arthur postanawia pomóc wszechświatowi i zaczyna szukać pięknego nieznajomego na własną rękę.

Pierwsze określenia, jakie nasuwają mi się na myśl po przeczytaniu A jeśli to my, to słowa takie jak: uroczy, zabawny, zaskakujący, słodki, radosny, ciepły. Warto jednak dodać, że pod tą otoczką znajduje się o wiele, wiele więcej, niż możnaby się na pierwszy rzut oka spodziewać. Szczerze mówiąc, właśnie takiej książki się spodziewałam: urokliwej, na poprawę humoru i... nic ponadto. Mimo to Silvera i Albertalli zaskoczyli mnie. Bardzo się cieszę, że nie poszli w stronę słodkopierdzącej historii miłości dwóch nastoletnich chłopaków. Owszem, momentami jest uroczo, ale mieści się to w granicach normy, nie jest przesadzone. Ba! Są sytuacje, które niszczą nawet tę otoczkę, są swojego rodzaju rysą na idealnej (na swój nieidealny sposób) historii. Mam tu głównie na myśli mężczyznę, który nie jest tolerancyjny wobec osób homoseksualnych. Ale też konflikty, które pojawiają się na przykład między Arthurem, Benem oraz ich przyjaciółmi. Także sytuacje rodzinne chłopców są powodem zatroskania czytelnika. To w jakiś sposób burzy harmonię w tej powieści, ale z drugiej strony to "zło" równoważy całe dobro, które spotyka bohaterów, tak jak to również w prawdziwym życiu bywa. Autorom udało się zachować balans i, moim zdaniem, nie przegięli ani w jedną, ani w drugą stronę. Co więcej, jestem zadowolona z tego, że ktoś nareszcie pokazał, że pierwsze spotkanie to nie wiatr we włosach i slow motion, jak w holywoodzkich filmach, ale traf losu i różne możliwe wpadki. Albertalli i Silvera pokazali też, że pierwsze randki mogą okazać się totalnymi katastrofami i nie toczą się zgodnie z wymyślonymi przez nas scenariuszami. Myślę, że to ważne, by uświadamiać młodzież, że w życiu pojawiają się różne zgrzyty i niedoskonałości, a jeszcze lepiej, żeby się potem nie poddawać i próbować. I za to autorom dziękuję. 

Jeśli chodzi o bohaterów, to są to postaci, jakie ja sama chciałabym spotkać w prawdziwym życiu. Arthur to ten typ osoby, która zawsze poprawia innym humor i podtrzymuje rozmowę. Jest też wrażliwym chłopakiem, marzycielem i niepoprawnym romantykiem, który wierzy w przeznaczenie i miłość od pierwszego wejrzenia rodem z musicalu. Ben natomiast jest cichy, twardo stąpa po ziemi i pracuje nad swoją książką, która ma być nowym Harrym Potterem, a do tego leczy złamane serce. Słowem, są jak ogień i woda, ale świetnie się uzupełniają. Z drugiej jednak strony ani oni sami, ani relacja pomiędzy nimi nie jest wyidealizowana. Chłopcy mają swoje wady, czasem zrobią lub powiedzą coś głupiego i sprzeczają się ze sobą. Ale to działa tylko na ich korzyść, bo wydają się autentyczni. Mimo tego, że książka jest skupiona na Benie i Arthurze, to postacie poboczne również zostały dobrze napisane. I chociaż nie mamy okazji poznać ich tak dobrze jak głównych bohaterów, to i tak czujemy, jakbyśmy przebywali w ich obecności całe życie. 

To, co jeszcze mnie zachwyciło w powieści A jeśli to my to nawiązania do popkultury. Autorzy  czerpią z niej pełnymi garściami. Dlatego książka jest pełna odniesień do Harry'ego Pottera, Gwiezdnych wojen, a także musicali: Upiora w operze, Hamiltona, Nędzników, czy Drogi Evanie Hansenie.Osoby, dla których drugim Broadway jest drugim domem (ja) będą bardzo zadowolone  z tych smaczków. Z drugiej jednak strony jeśli ktoś nie jest tak głęboko osadzony w kulturze, może mieć po prostu problemy ze zrozumieniem żartów sytuacyjnych nawiązujących jednocześnie do tych tworów. 

Podsumowując, A jeśli to my, to urocza i zabawna, ale nie wyidealizowana powieść, która pokazuje zarówno blaski, jak i cienie pierwszych nastoletnich relacji międzyludzkich. Skupia się nie tylko na zakochaniu, ale też problemach młodych ludzi z przyjaciółmi czy rodzicami. Uważam, że ta książka jest idealna dla osób w wieku dorastania, które dopiero szukają własnej drogi w życiu. Mimo poruszanych tutaj problemów, lektura A jeśli to my będzie w stanie wywołać uśmiech na niejednej twarzy. Gwarantuję!
A kto jeszcze nie zna Hamiltona, proszę bardzo:


Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu We Need YA.


Komentarze

  1. Bardzo lubię tę piosenke
    :) wkońcu doczekałem się kolejnego wpisu :) czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty